Zapożyczenia: Dlaczego ciągle używamy słów z obcych języków?

Zapożyczenia: Dlaczego ciągle używamy słów z obcych języków?

Zapożyczenia to nic innego, jak elementy obcego języka, których używamy podczas wypowiedzi w naszym rodzimym. Istnieją różne klasyfikacje i definicje tego zjawiska językowego, ale dla uproszczenia potraktujmy je dosyć ogólnie. Skąd w ogóle się one biorą i dlaczego nie możemy się od nich uwolnić? I czy w ogóle powinniśmy?

Zapożyczeń z języka obcego nie możemy uniknąć chociażby ze względu na globalizacje. Co to jest globalizacja? Zjawisko to oznacza współoddziaływanie państw i kultur, co jest dzisiaj czymś naturalnym. Jeżeli korzystamy z dóbr czy osiągnięć innych kultur, to logiczne jest, że używamy też nazw i określeń, jakie te obce kultury nam proponują. Dlatego właśnie komputer nazywamy komputerem a nie maszyną do liczenia (compute ‘obliczać’) a smartphone’a nie nazywamy inteligentnym telefonem (swoją drogą słowo telefon także jest zapożyczeniem).

Trzymamy się też oryginalnych nazw materiałów takich jak jeans albo tweed. Nie próbujemy tłumaczyć na język polski nazw dań takich jak spaghetti czy carbonara. Wszędzie więc tam, gdzie obcujemy z darami obcej kultury, obcujemy też częściowo z jej językiem. Jest to również powód, dla którego wszystkie podręczniki do nauki języka obcego zawierają elementy kulturowe. Nigdy nie zrozumiemy w pełni obcego języka, jeśli nie poznamy kultury ludzi, którzy się nim posługują. Chęć poznania obcych realiów i aspektów kulturowych jest więc doskonałą odpowiedzią na pytanie „dlaczego warto uczyć się języków”.

Samo słowo to nie wszystko

Fakt, że język jest częścią kultury, pokazuje, że samo słowo nic nie znaczy. Jeśli nie znamy jego powszechnego użycia i najczęstszych kolokacji, to może nam być trudno zrozumieć jego główną ideę. Dlatego właśnie nauka słówek w kontekście jest dużo bardziej skuteczna niż samo wypisanie sobie listy na kartce, a następnie zakuwanie jej.

Jak zapisywać zapożyczenia?

Najczęstsze zapożyczenia, z jakimi w dzisiejszym świecie mamy do czynienia, to anglicyzmy. Jak sama nazwa wskazuje są one pochodzenia angielskiego. Czasem możemy się zastanawiać, jak powinno się je zapisywać. Jeans czy dżins? Smartphone czy smartfon? Prawda jest taka, że nie ma konkretnej reguły. Możemy oczywiście sięgnąć do słownika języka polskiego (najlepiej tego pod redakcją PWN-u) i sprawdzić, czy taki anglicyzm się w nim znajduje.

Pamiętajmy jednak, że to nie leksykografowie (osoby zawodowo zajmujące się słownikami) decydują o tym, jak wygląda język. Oni jedynie odnotowują to, co uda się zaobserwować w języku takim, jaki jest. Jeśli więc nie znajdziemy czegoś w słowniku, wcale nie musi to oznaczać, że forma taka jest zła. Jest to jedynie oznaka tego, że polscy językoznawcy (zwłaszcza Rada Języka Polskiego) nie uznała danego słówka czy struktury za element standardowej polszczyzny.

Bardziej od tego, co proponują nam językoznawcy, powinien nas interesować uzus językowy. Nie bójmy się podążać za językowymi trendami, gdyż język powinien się rozwijać naturalnie. Nawet puryści językowi, którzy promują posługiwanie się „poprawną”, standardową odmianą języka, są świadomi tego, że te poprawne formy nie byłyby poprawne, gdyby nie zwykli użytkownicy języka, którzy zaczęli je preferować. Język więc nie jest własnością profesorów, a wszystkich jego użytkowników.

Zapożyczenia a uzus językowy

Uzus językowy to po prostu język, którego używają ludzie. Bez względu na to, jakie formy znajdują się w słowniku, a jakie nie, ludzie zawsze będą używać języka w sposób naturalny i wygodny. Wszystko wedle własnych preferencji i przyzwyczajeń. Kiedy w uzusie pojawia się zapożyczenie może ono przybierać różne formy. Profesor Alicja Witalisz jednak w jednej ze swoich publikacji pisała, że najczęściej przyjmują się one w oryginalnej formie (dlatego właśnie wyraz jeans wygląda naturalniej niż dżins). Z kolei wymowę często już dopasowujemy do systemu fonologicznego własnego języka.